PRESJA – część I

Jakiś czas temu skorzystała u mnie z darmowej konsultacji młoda kobieta w wieku 27 lat, która miała wraz z mężem jedną nieudaną próbę zapłodnienia in vitro za sobą. Co ciekawe, nie leczyła się na stwierdzoną niepłodność. Obydwoje są zdrowymi, młodymi ludźmi, którzy od trzech lat nie korzystają z antykoncepcji i starają się „zajść w ciążę”. Rozmawiałam z tą kobietą dość długo i czego się dowiedziałam? Usłyszałam o ogromnej presji docierającej do niej z każdej strony. Presja rodziny, teściowej, która chce już zostać babcią; koleżanek, które mają już co najmniej jedno dziecko… Z drugiej strony doskwiera jej chęć zawodowego ustatkowania się… Sprzeczne sygnały. Ta kobieta nie dostrzegała, jak duży wpływ na jej psychikę mają te czynniki. Mało tego, nie dopuszczała do siebie faktu, że jest atakowana emocjonalnie i nie potrafiła się w tym odnaleźć. Nieświadomie się temu poddała, twierdząc z uporem, że nie odczuwa żadnej presji i jest zrelaksowana. Przyznała się do myśli, które ją nachodzą, a mianowicie zaczęła zastanawiać się, czy nie zostawi jej mąż, jeśli w końcu nie zajdzie w ciążę… Myślała też o tym, w jakim czasie inna kobieta zaszłaby z jej mężem w ciążę… Takie myśli przychodzą do głowy tym osobom, które mają już problem z poczuciem własnej wartości. Tracą zaufanie do partnera w związku, boją się, nie radzą sobie z emocjami i są zestresowane całą sytuacją związaną z prokreacją. Potrzebują wsparcia psychicznego, możliwości odbycia z osobą postronną empatycznej rozmowy, pocieszenia i fachowej pracy nad sobą. Mimo tych myśli, kobieta nadal nie dostrzegała potrzeby pracy nad własną psychiką. Była sfrustrowana z powodu braku ciąży, doszukiwała się nieustannie przyczyny leżącej w jej organizmie i wmawiała sobie coraz to inne choroby, pod kątem których planowała się badać. Chciała zrzucić odpowiedzialność za swoją niepłodność na chorobę i poniekąd lekarzy, a in vitro traktowała jak kupienie sobie pewnej ciąży. Miała za sobą niewyobrażalne rozczarowanie, jakim było nieudane zapłodnienie pozaustrojowe, jednak nie starała się tego analizować.
Pomogłam jej zrozumieć emocje i pokazałam, jak jej sytuacja wygląda z zewnątrz. Proces coachingu niewątpliwie przyniósł jej ulgę emocjonalną i zrozumienie własnej sytuacji. Miała komu się zwierzyć i ujawnić nawet te najskrytsze obawy. Zauważyła presję otoczenia, zrozumiała powody swego niepokoju i bardzo ją to zaskoczyło.

Chcesz wiedzieć, co było dalej? Chcesz wiedzieć, jak potoczyły się losy mojej klientki? Śledź grupę Anna Klekowiecka Coach Płodności i mojego bloga – niebawem część II

Anna Klekowiecka